Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat Wersja gotowa do druku Zaloguj si, by sprawdzi wiadomoci Zobacz nastpny temat
Autor Wiadomo
jaczak
Temat postu:   PostWysany: 20-09-2004 - 20:58
Moderator
Moderator


Doczy/a: 08-06-2003



a więc po BANG nastąpiło PING. następnie PONG. nie jest to znów takie zaskakujące - wszechświat przecież lubi się zabawić, a ta przedwieczna gra zapewnia dobrą rozgrywkę...

w kształtującej się rzeczywistości słychać naprzemiennie PING i PONG. któż to może grać...?

_________________
hope you never grow old
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
nika
Temat postu:   PostWysany: 20-11-2004 - 10:04
Moderator
Moderator


Doczy/a: 26-08-2002

Skd: Warszawa

Kto grał i czy nadal uprawia ten sport nie wiemy. Od opisanych wydarzeń upłynęło już dużo czasu. Dla Nieśmiertelnych nie ma to znaczenia chyba, że przypadkiem staną się śmiertelnymi za sprawą jakiegoś kołka czy ostrego miecza, dla którego zupełnie stracą głowę. Co się wydarzyło niech pozostanie tajemnicą - są pewne sprawy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Grunt, że końca świata nie będzie jeszcze i w tym roku. Może zresztą nigdy go nie będzie jeżeli ktoś wierzy we wstęgę czasową. Zostawmy jednak fizykę i wróćmy do magii...

Siedziba Bractwa długo świeciła pustkami aż pewnego słonecznego dnia na bramie wjazdowej wywieszono ogłoszenie, okraszone licznymi błędami ortograficznymi: "Nowy nabur do Bradztwa - poszukiwany Trzwarty a morze i Pionty". Wielka Inkwizytorka przyjrzała się temu przez swoje wszechwidzące zwierciadło. Nudziło jej się ostatnio a teraz może zrobi się ciekawiej - postanowiła wybrać się w odwiedziny. Pozostało Jej jedynie odgadnąć za którą zasłoną odnajdzie Brata Sinnera.

_________________
gdyby ktoś przypadkiem chciał czegoś od mnie to mailem proszę - niestety raczej nie będzie mnie już więcej na forum
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
OdolOffline
Temat postu:   PostWysany: 20-11-2004 - 19:34
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 04-08-2003

Skd: The Abyss of Eternity

Status: Offline
W Everstar - największym kupieckim mieście na północnym wybrzeżu - dzień targowy zawsze był nie lada wydarzeniem. Od samego ranka mieszkańcy wylegali na ulicę, usiłując wcisnąć pozostałym swe wspaniałe - według nich - towary. Zewsząd dochodził radosny gwar, przeplatany donośnymi krzykami domorosłych handlowców, gorąco pragnących wymienić wór ziemniaków, stary dywan lub maść na szczury na garść żelastwa, w tej części świata pełniącego funkcję płatniczą.
- Precle! Precle! Świeże precle! - wołała puszysta przekupka, wesoło szczerząc obydwa zęby.
- Jabłka! Gruszki! Prosto z drzewa! - wtórował jej młodzian w fantazyjnym kapeluszu z niebotycznie szerokim rondem.
- Wrzody! Wrzody! Leczę wrzody! - wydzierał się sędziwy mężczyzna w mnisim habicie, znany w okolicy jako Józef Znachor.
Nikt jednak najwyraźniej nie miał ochoty na precle, jabłka, ani lewatywę z piołunówki. Całe tłumy podąrzały za to w stronę stoiska, a którym jakiś początkujący magik prezentował swe sztuczki. Jego kram otoczony był przez kordon dzieci ze swymi rodzicami, jak również znudzonych monotonią życia codziennego mieszczan. W końcu nie co dzień widywało się, jak dziwacznie ubrany jegomość wyciąga z kapelusza słoik ogórków, chociaż wszyscy oczekują królika.

Wydawało się, że niesamowite popisy sztukmistrza przyciągają uwagę dosłownie wszystkich. Na dachu jednego z domów siedziała jednak osoba, na której nie robiły one najmniejszego wrażenia. Człowiek ten - zamiast podziwiać czarodziejskie występy - zapamiętale pisał coś na arkuszu pożółkłego papieru wiecznym piórem.

Nabór się rozpoczął. Już czas, by stare mury Zakonu ożywiła świeża krew. Być może dzięki niej Bractwo powróci do dawnej świetności, a jego sława przyćmi Słońce. Niechaj więc tak się stanie! Niech przy mocy nowego Bractwa potęga Inkwizycji zblednie jak gwiazdy w południe, a Wielka Inkwizytorka niech

SRU!

Szczerozłota stalówka pękła z trzaskiem, a kartkę ozdobił czarny jak skrzydła kruka kleks. Postać patrzyła jak plama staje się coraz większa, by w końcu jednym ruchem zmiąć arkusz i z całej siły cisnąć nim w przelatującego nieopodal wróbla. Chybiła. Sekundę później w kierunku ptaszyska leciało już wieczne pióro, lecz ono również nie trafiło celu.

Siedzący na dachu osobnik westchnął głęboko. Jego ciemne, roztrzepane włosy łopotały na wietrze, nadając mu wygląd stracha na wróble. Z tą jednak różnicą, że strachy nieczęsto nosiły okulary bez szkieł i czarne garnitury. Rzadko się też im zdarzały czerwone krawaty z tajemniczymi inskrypcjami. Dziwny człek sięgnął do wewnątrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej paczkę Lucky Strike'ów. W drugim ręku lśniła już metalowa zapalniczka z wygrawerowanym napisem "Wyłączna Własność Brata Odola". Mógł godzinami siedzieć tak patrząc w niebo i rozkoszując się upragnioną wolnością z Lucky Strike'em w ustach. Czuł się wtedy naprawdę wolny i to mu wystarczało.

Nagle dał się słyszeć przeraźliwy krzyk "Złodziej! Złodziej!". Z tłumu oblegającego kram magika wybiegł jakiś niepozorny, krępy rzezimieszek, kurczowo trzymając przy piersi szare zawiniątko. Wbrew swym gabarytom i nietypowej pozie, poruszał się dość szybko. Odol zerwał się na równe nogi, zapowiadało się bowiem ciekawe widowisko. Za przestępcą rzuciło się czterech gwardzistów, dogonienie zbiega okazało się jednak trudniejsze, niż się tego spodziewali. Złodziej skręcił w prawo, w alejkę za domkiem, na którego dachu stał członek Bractwa, by następnie zwrócić się w lewo, znikając tym samym z oczu zarówno stróżom prawa, jak i (prawdopodobnie bezwiednie) Odolowi. Ten jednak nie dając za wygraną szybko wziął rozbieg i rzucił się w poprzek alejki, na położony ze dwa metry niżej dach sąsiedniego domu. Wylądował miękko i natychmiast podbiegł bliżej krawędzi, w nadziei na ponowne ujrzenie sprytnego łotrzyka.

Był tam. W chwili, gdy nasz bohater go dostrzegł, złodziejaszek przełaził już przez niewysoki, drewniany płot. "Tu cię mam" pomyślał Odol i bez namysłu skoczył przed siebie. Gdyby zawczasu ocenił odległość wiedziałby, że nie ma szans na przeskoczenie płotu, nie było na to jednak czasu. W locie zawadził nogą o ogrodzenie i runął na twarz, w ostatniej chwili wysuwając do przodu ręce.

Nie zdąrzył jednak i po raz kolejny w swym życiu poczuł na swej facjacie dotyk mokrego błota. Przez chwilę czuł się - poniekąd słusznie - wytrącony z równowagi, zaraz jednak odzyskał inicjatywę w samą porę, by chwycić rzucającego się znowu do ucieczki rzezimieszka za nogę. Ten upadł na twarz i zanim się zorientował, miał już na sobie upaćkanwgo w błocie Odola.
- Przykazanie... siódme... - wysapał członek Bractwa, wyszarpując uciekinierowi szare zawiniątko - Rekwiruję to... jako dowód... w sprawie... Mnie się na pewno... bardziej przyda...

Wtem Odol dostał potężny cios w brzuch, poczuł gwałtowny ruch pod sobą i oberwał pięścią w nos. Odskoczył odruchowo, by poślizgnąć się groźnie i na chwilę stracić równowagę. Ta chwila wystarczyła, by oprych kopnął go w piszczel. Bohater wyłożył się jak długi, a w dłoni napastnika błysnął nóż. Tego było już za wiele - heros momentalnie zerwał się na równe nogi, tylko o milimetry mijając śmiercionośne ostrze. Ręka natychmiast powędrowała w kierunku pasa, przy którym zamiennie z butelką spirytusu, Odol nosił rapier. Dzisiaj naturalnie padło na butelkę. Z braku innego orąża, z całej siły cisnął nią w głowę przeciwnika. Ten jęknął cicho i mimo pokrywajćego jego włosy spirytusu, ponowił atak nożem. Tym razem Oddie również uniknął, chociaż bardziej niż umiejętności przyczynił się do tego fakt, iż znać o sobie dał obolały piszczel i biedak ponownie upadł. Co gorsza impet, z jakim uderzał rzezimieszek był na tyle duży, że stracił on równowagę i także się wykopyrtnął. Tego Odol nie mógł nie wykorzystać. Pewna dłoń chwyciła zapalniczkę i użyła jej na włosach złodzieja. Ten wrzasnął jak opętany, gdy nasączona spirytusem głowa zamieniła się w pochodnię. W tym momencie dostał kilka razy pięścią w twarz, by w końcu upaść bezwładnie w głęboką kałużę. Mętna woda co prawda ugasiła ogień, mimo to napastnik już nie wstał. Zadowolony z siebie Oddie sięgnął po szare zawiniątko, okazało się jednak, że takowe nie leży już w błocie.

- Dziękuję - powiedział głos ponad nim. Odol spojrzał w górę by zobaczyć stojącego na płocie, jarmarcznego sztukmistrza z zawiniątkiem w dłoni - W ten sposób nie muszę mu płacić. Jak jeszcze kiedyś będzie coś do zrobienia to dam ci znać.
Na młodej twarzy magika pojawił się szeroki uśmiech, ukazujący dwa równe rzędy złotych zębów, otoczone skąpym zarostem wokół pełnych warg. Jaskrawe kolory szaty maga zamigotały w świetle słońca, gdy zgrabnym ruchem zeskakiwał na drugą stronę płoty, znikając naszemu bohaterowi z oczu.

- Wracaj tu, nicponiu! - zawołał za nim Odol, nic jednak nie wskazywało na to, że mag go posłucha.
- Szlag - przecedził przez zęby i stwierdził, że lepiej będzie ulotnić się stąd, zanim zjawią się gwardziści. Jeszcze się zemści na tej pisance, teraz wypadałoby sprawdzić, czy przypadkiem nie pojawił się żaden kandydat do zostania członkiem elitarnego i tajemniczego Bractwa Czterech...




(wybaczcie błędy, o tej porze korekta bywa niedokładna)

_________________
This world may have failed you,
it doesn't give you reason why.
You could have chosen a different path in life.


Ostatnio zmieniony przez Odol dnia 20-11-2004 - 21:23, w caoci zmieniany 1 raz
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
SinnerOffline
Temat postu:   PostWysany: 20-11-2004 - 21:18
Moderator
Moderator


Doczy/a: 29-11-2002



Status: Offline
Znudzeni strażnicy już mieli zaniechać pogoni, gdy w oczy rzuciła im się krępa, zakapturzona sylwetka, skręcająca niespiesznie w poprzeczną uliczkę. Niewiele myśląc ruszyli w pogoń. Wyadłwszy zza rogu dojżeli postać zaledwie kilka metrów od siebie, przyglądającą się jednemu z okien. Kawałek dalej grupka dzieci bawiła się gumową piłką. Szybkim krokiem podeszli, a ich dowódca chwycił osobnika za ramię, stanowczym gestem odracając go w swoją stronę.

- Wolnego, przyjacielu...

Czarny płaszcz zatrzepotał na wietrze, odsłaniając umieszczone pod nim krwistoczerwone pomponiki, a także groźnie wyglądający miecz, wiszący przy pasie. Nieznajomy nie wykazywał jednak chęci dobycia go. Kaptur jakimś cudem pozostały na swoim miejscu, kryjąc twarz nieznajomego przed oczyma strażników. Jednak kosztowna, szkarłatna szata, widoczna pod peleryną, wyraźnie dowodziła, iż osobnik ten nie jest poszukiwanym łotrzykiem.

- Tak? - Zapytał nieznajomy. W jego głosie słychać było rozbawienie - W czym skromny obywatel może pomóc przedstawiielom prawa?

Coś było nie tak z tym człowiekiem. Jego spojżenie, choć ukryte w mroku szerokiego kaptura, zdawało się przewiercać kapitana na wylot. Strażnik miał wrażenie, że pod kapturem dostrzega parę jażących się na czerwono oczu, ale to musiało być złudzenie. Nikt przecież nie ma czerwonych oczu.

- Wybacz, Panie - Odparł nieco zmieszany dowódca - Pomyliliśmy cię z kimś innym. Mam nadzieję, iż nie żywisz urazy.
- Ależ oczywiście - Tym razem z całą pewnością głos dobywający się spod kaptura sygnalizował rozbawienie - Przecież nie mogę gniewać się, iż panowie staracie się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Zapomnijmy o tym niefortunnym incydencie, wszak zapewne nie potrzebujecie dodatkowego kłopotu, podobnie jak ja.
- Cieszę się, że tak mówisz, Panie - odparł kapitan. Nieznajomy szlachcic mógłby narobić mu kłopotów, gdyby doniósł nań jego dowódcy. - W takim razie, jeśli nie masz nic przeciwko temu...

Piłka, zbyt mocno kopnięta przez jedno z dzieci, przemknęła tuż obok głowy nieznajomego, muskając chwiejący się na wietrze kaptur, który powoli zsunął się z głowy osobnika, ujawniając bladą twarz i parę czerwonych oczu. Spomiędzy warg wystawały nieznacznie dwa zbyt długie zęby.

- Wampir!! - Krzyknął strażnik, odskakując i równocześnie dobywając broni. Pozostała trójka szybko poszła w jego ślady, dobywając broni i okrążając bladolicą istotę. Dziecko, biegnące po swoją piłkę, krzykneło przerażone i umkneło w jakąś bramę. Po chwili zniknęła również pozostała dwójka dzieci. - Czego szukasz w naszym mieście, upadła istoto? - rzucił przez zęby jeden ze strażników - Nie lubimy tu takich jak ty.
- Ojojoj... - wymamrotał wampir - gdzie się podziała uprzejmość?
- Odpowiadaj! - Krzyknął dowódca, podchodząc o krok i celując mieczem w serce istoty.
- Skoro tak ci na tym zależy... Szukam pewnego krasnoluda, który ma coś, co należy do mnie.
- Nie obchodzą mnie twoje porachunki. Wynoś sie z tego miasta, natychmiast, albo zginiesz tu, gdzie stoisz.
- Obawiam się, że nie mogę spełnić tej prośby - Odparł wampir, akcentując ostatnie słowo.
- A więc giń! - Wykrzynkął dowóca i rzucił się na istotę. Miecz z łatwością przebił klatke piersiową nieznajomego. Euforia kapitana szybko umknęła, gdy uzbrojona w potężne pazury dłoń chwyciła ostrze broni, łamiąc je jak zapałkę. Po chwili druga dłoń wbiła się w gardło strażnika - Mówiłem, że nie potrzebuję dodatkowego kłopotu, ale nie chcielicie mnie słuchać - Wyszeptał wampir, zbliżając głowę do twarzy umierającego kapitana - Gdybyście po prostu odeszli, nic by się nie wydarzyło, a teraz ci trzej pewnie zechcą ciępomścić i będę musiał zabić całą czwórkę.

Trójka strażników ocknęła się z zaskoczenia i runęła na stwora. Wampir odrzucił bezwładne ciało i szybkim ruchem zablokował miecze pazurami, błyskawicznie zaciskając pięści. Dwa miecze rozpadły się na metalowe strzępy, trzeci straznik zdołał wyrwać go ze szponów istoty. Płaszcz zatrzepotał, gdy stwór przeorał pierś jednego ze strazników. Pozostała dwójka przypuściła jednoczesny atak z dwóch stron, ale wampir tylko machnął rękoma i obaj padli na ziemię.

- No i po co wam to było? - rzucił do bezwładnych ciał. Po czym złożył dłonie i wymamrotał cicho pradawną formułę. Cztery ciała zadrżały, a po chwili uniosły się nieco i powstały. Kolejne zaklęcie zamieniło zakrwawione stroje strażników w ciemne szaty. - Udajcie sie do północnej bramy i czekajcie tam na mnie. Unikajcie słońca i nie zwracajcie na siebie uwagi.

- Tak, panie - Odparły cztery postacie, po czym bezszlestnie odaliły się. Wampir naciągnął spowrotem kaptur i ruszył wzdłuż alejki. Gdzieś tutaj znajduje się ten zdradziecki magik. I on go znajdzie. Już niedługo. Bardzo niedługo.

Pod kapturem usta postaci rozszeżyły się w szerokim uśmiechu. Już wkrótce zdrajca znajdzie się w jego zasięgu.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
nika
Temat postu:   PostWysany: 20-11-2004 - 23:57
Moderator
Moderator


Doczy/a: 26-08-2002

Skd: Warszawa

Po sto szesnastej zasłonie Wielka Inkwizytorka dała sobie spokój. A więc to tak - ona nudzi się w tym cholernym zamczysku a Wielki Prorok bawi się gdzieś w najlepsze. Zirytowana sięgnęła po lustro.
"O brat Odol, ciekawe co robi... Że co?!?!?" - Inkwizytorka przyjrzała się zapiskom na pergaminie. Z gniewem pstryknęła palcami a złota stalówka, którą pisał pękła na dwoje. Cisnęła lusterkiem i sięgnęła ku ścianie. Dłoń jej przeszła przez mur i wywlekła z niego młodego wampira.
- Brat Sinner. - spojrzała wymownie. Było to takie spojrzenie, którego nie chce się już nigdy więcej oglądać. - Gdzie?!?! No dobrze, chyba wybiorę się do miasta. A tymczasem Ty przydaj się do czegoś, wybierz się do siedziby Bractwa i zostaw kilka śmierdzących niespodzianek w komnacie Brata Odola.
Inkwizytorka pomyślała o zatłoczonych ulicach i natychmiast tam się znalazła. Wrzawa, ciepła krew i zapach magii, wycieczka zapowiada się interesująco, kto wie może spotkam tu przyszłych członków Bractwa?

_________________
gdyby ktoś przypadkiem chciał czegoś od mnie to mailem proszę - niestety raczej nie będzie mnie już więcej na forum
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
kiyubiOffline
Temat postu:   PostWysany: 21-11-2004 - 00:21
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 31-01-2004

Skd: warszawa, polska, europa, świat kuli, droga mleczna, wszechświat, przestrzeń, więcej przestrzeni....

Status: Offline
Tymczasem środkiem ulicy w Everstar przechodził młodzian który całą swoją obecnością wskazywał na to że był nietutejszy. Co najmniej dwa razy uniknął rozjechania przez wozy, gwizdał co było nie do zniesienia w połączeniu z jego donośnym głosem i diabolicznym tonem gwizdu. Każda matka zabroniłaby swojemu dziecku spotykania się z dziwakiem któremu za czapkę służą sterczące lisie uszy, a kilka puchatych ogonów wystających ze spodni bez wyraźnej potrzeby zamiatało ulice. Do tego ubiór- jakieś barbarzyńskie łachy, i wór z którego dobiegało złowieszcze syczenie i powarkiwanie, nonszalancko tkwił na ramieniu.
Był wyraźnie zagubiony, stanął na środku placu z plakatem w ręku. Obracał go we wszystkie strony z coraz większą dezaprobatą.
"Nowy nabur do Bradztwa - poszukiwany Trzwarty a morze i Pionty’’- przeczytał na głos
,,To dziwne’’ pomyślał młodzian- ,,ale zawsze sądziłem że Pionty pisze się Pjounty, ale i tak lepsze to niż przeliterowanie ,,Degrengolada’’ ’’... prawdę mówiąc dzieciakowi się udało.
Zgodnie z tym czego go ojciec nauczył, młody postanowił spytać kogoś o drogę. Obok przechodził pewien zadbany mężczyzna który wyglądał na gentlemana, a takie skojarzenie wpadło młodzikowi do głowy ponieważ w jego rodzimych stronach każdy ubrany na czarno i z ponurym wyrazem twarzy jest uznawany za osobę potrafiącą zachować się w towarzystwie. I gdyby jeszcze miał zwyczaj rozcinania swoich wrogów wpół z towarzysząca temu krwią i jękami przerażenia.
-Przepraszam pana?
-Duuhh?? Ty nie mój pan...
,,Dziwne. To chyba ożywieńczy sługa, ale jakiś słaby..’’
-Przejęcie kontroli!
Błysnęło, powietrze zawirowało świeżą, demoniczną magią i po chwili ożywieniec był w rękach młodego.
-Dobrze. Więc dobry człowieku..
-Duuh... nie zaczyna się zdania od ,,więc’’, panie.
....
-Nieważne- młodzik nie przywykł do tak wyedukowanych martwiaków- powiedz mi gdzie znajde Bractwo Czterech?
-To duży budynek duhhh w północnej dzielnicy duuh obok bramy. Obok tej gdzie były mistrz kazał czekać. Duuh.
-A czemu to kazał?
-Duuh, bo mieliśmy się zaczaić na krasnoludzkiego zadrajce. I później dokonać inwigilacji zakonu, Duhh.
Młodzik nie zorientował się w połowie wyrafinowanych słów jakich urzywał jego wierny sługa, ale nie speszyło go to.
-Dobry trupek- powiedział młody- Masz tu nieco diabelskiej waluty, kup sobie lody. Dobrze się spisałeś.
-Duuh, dziękuje panie....
Młodziak odszedł. Dręczyła go myśl ,, W co wy się znowu wkopaliście? Ale przynajmniej nie musze już odpowiadać za przydział do piekła’’
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
IggIOffline
Temat postu:   PostWysany: 21-11-2004 - 13:38
Elita forum
Elita forum


Doczy/a: 30-09-2002

Skd: Don'tgonearthe Castle!

Status: Offline
Ożywieniec z którym tak "żywo" konwersował jeszcze przed chwilą Kiyubi, maszerował ulicą. Jednak jego sposób przemieszczania się sugerował że coś (poza daleko posuniętym rozkładem ciała) jest z nim nie tak. Nieczęsto bowiem można zobaczyć "umarlaka" chichoczącego pod nosem prawda?

Zmarły... a udziela wskazówek jak poruszac sie po mieście! zza pożółkłych dziąseł i siniejących zębów dobiegł kolejny chichot. Jak to będzie...? Trup-guide?
Raczej troup-tour! dobiegło z tego samego gardła
A może coś z francuska tour de troup?
Niezłe, IggI! Ale to tylko rozbudowa twojego genialnego pomysłu Anglisto!
Fakt!

Tłumiony do tej pory śmiech zamienił się w głośny rechot. Zbyt głośny by nadjedzone przez pleśń rzuchwy ożywieńca mogły go wytrzymać.

Dobra chłopaki, było śmiesznie, teraz trzeba się wziąść za powazne sprawy.


Ożywieniec stanął i chwycił sie za głowę. Z pozbawionej podniebienia czaszki zaczął wysypywac się strumień złota, lub raczej złotych skorpionów. Ciemny zaułek w ułamku sekundy rozjasnił się złotym blaskiem gdy wychodzace z martwego ciała owady ułożyły sie w ogromną karmazynowo-złotą zbroję, której oczodoły pełne były karmazynowego blasku. Pozbawiony zaś wnętrza trup zwinął się niczym balon, pozbawiony powietrza.

Patrzcie...hehe... ale szczeka mu opadła! I to dosłownie! słychać było spod hełmu, gdy zbroja spowrotem skręcała na główna ulicę.

_________________
Usunięto obrazki - złamanie regulaminu
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
SinnerOffline
Temat postu:   PostWysany: 21-11-2004 - 14:51
Moderator
Moderator


Doczy/a: 29-11-2002



Status: Offline
Mamrocząc pod nosem coś mało pochlebnego o lokalnej straży Sinner wędrował niespiesznie ulicami miasta. Subtelne zaklęcie, którym obdażył denerwującego magika, jaskrawo sygnalizowało jego oczym lokalizację celu. Rynek główny. Prawdopodobnie odstawia te swoje sztuczki. Korciło go, by po prostu utorować sobie drogę po linii prostej, zamiast kluczyc tymi ciasnymi alejkami, ale łoskot walących się budynków prawdopodobnie ostrzegłby jego ofiarę. Postanowił więc być cierpliwym.

Młody złodziejaszek z radością wyciągał z kieszeni achujących i ochujących gapiów monety, sakiewski i inne drogocenne przedmioty. Jescze godzinę temu miał w oczach widmo śmierci głodowej, gdy podszedł do niego ten magik, proponując łatwą forsę. Zerknął do przytrozonej do pasa torby - była już prawie pełna. Na ostatnią ofiarę upatrzył sobie odzianego w jedwabie szlachcica, tak zapatrzonego w scenę, że nawet nie zwrócił uwagi, gdy szybkim ruchem odciął mu sakiewkę od pasa. Powoli i spokojnie wycofał się poza tłum, o czym niespiesznie ruszył w kierunku najbliżesz alei. Nagle na jego ramię opadła ciężka, odziana w czarną rękawicę, dłoń, która odwróciła go prosto ku białemu, czerwonookiemu, szczerzącemu się obliczu.


- A kuku!

Starzejący się już mag wykonał olejną, pozornie nieudaną sztuczkę. Stos słoików z korniszonami sięgał już niemal jego czoła, widownia zaś piała z zachwytu, gdy kolejny królik okazał się słoikiem z kiszoną zawartością. Wynajęty złodziejaszek zniknął mu już z oczu, czas więc był najwyższy zakończyć to żałosne przedstawienie.Nie lubił jednak być pamiętany, jako nieudacznik, postanowił więc na zakończenie pokazać sztuczkę, która dla odmiany się uda. Machnął rękoma w pozbawionym zupełnie magicznego znaczenia, ale efektownym, geście, i stos słoików nagle uniósł się w powietrze, wirując i zmieniając kształty. Widownia oniemiała. W nastałej nagle ciszy cichy szept zdał się krzykiem.

- Nazywasz to magią? - Zapytała zakapturzona postać w czarnym płaszczu. Mag zauważył, że w stalowym uścisku trzyma szamoczącego się złodziejaszka, który na próżno starał się wyrwać, kopiąc i gryząc trzymającą go ręką. - Teraz ja pokażę ci sztuczkę. Oto latający złodziej!

Gwałtowny ruch ramienia wyrzucił gubiącego w locie zawartość sakwy chłopaka w samo centrum wirujących korniszonów. Tłum rzcił się na ziemie, zbierając porzucone monety i ogórki, po chwili przemieniając plac w pole ogórkowej wojny. Niepomny zamieszania, które sam wywołał, Sinner ruszył powoli w kierunku stojącego na podwyższeniu maga, który gorączkowo starał się rzucić na siebie jakieś zaklęcie ochronne, ale co chwila jakiś zabłąkany korniszon trafiał go i wybijał z rytmu. Po chwili do walczącego tłumu dołączyli gwardziści, usiłujący, z mizernym skutkiem zaprowadzić porządek, a także rezydenci pobliskiej gildii awanturników, nie wiedzący co prawda, czemu w środku spokojnego dotąd miasta wybuchła regularna bitwa, ani kto z kim walczył, utworzyli więc własny front i radośnie runeli na wyrywających sobie ogórki kmieci. Sinner odrzucił kaptur z głowy i momentalnie otoczyła go pusta przestrzeń, dzięki której mógł, nie niepokojony przez nikogo, dotrzeć na podwyższenie, na którym krasnoludzki mag zdołał wreszcie odgrodzić się magią od walczącego tłumu i zaczynał właśnie wznosić się w powietrze, gdy silna ręka chwyciła go za kostkę.

- Nie tak szybko, bratku - Powiedziała uśmiechająca się szeroko twarz - Ty i ja mamy do pogadania...
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
OdolOffline
Temat postu:   PostWysany: 21-11-2004 - 18:51
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 04-08-2003

Skd: The Abyss of Eternity

Status: Offline
- Oto co nazywam niezręczną sytuacją - rzekł kwaśno półnagi Odol leżąc na pokrytym tajemniczymi znakami ołtarzu ofiarnym. Płonące wokół niego świece jako jedyne źródło światła utrzymywały kapliczkę w nieprzyjemnym półmroku.
- Niezręczną sytuacją było natknięcie się na Pana w takim stanie - odrzekł wyjątkowo wysoki mężczyzna w monoklu, bandażując opuchniętą nogę - Nie mogłem pozwolić, by chodził Pan po ulicach jak łachudra i to jeszcze z połamaną nogą. Musi Pan w końcu zrozumieć, że nie jest Pan już nieśmiertelny...
- Wiem o tym zbyt dobrze. Dlatego czym prędzej trzeba mi znaleźć nowych Braci. Zarówno tutaj jak i w sferze astralnej ład, porządek i dyscyplina stają się pojęciami coraz to bardziej abstrakcyjnymi, a na Inkwizycję nie ma co dłużej liczyć. A właśnie: masz TO dla mnie?
- Tak, moi ludzie dostarczyli TO wczoraj - dryblas skończył bandaż, wstał i wyszedł z pomieszczenia. Odol zaś usiadł i pomacał nogę: nie bolało. Spróbował stanąć: cały czas dobrze. Przeszedł kilka kroków i zaklął w duchu: wciąż jeszcze utykał. Rekonwalecsencja zajmie trochę czasu, a złamany nos nigdy już nie będzie tak prosty jak niegdyś. Nie powinno to jednak zbytnio przeszkadzać w pełnieniu honorów podczas przyjmowania nowych członków Bractwa. Najpierw jednak...

Do zaciemnionej komnaty bezszelestnie powrócił wysoki człowiek, niosąc elegancko złożony ubiór oraz podłużne zawiniątko. To ostatnie położył przy ołtarzu, strój podając Oddiemu.
- Były problemy z odtworzeniem herbów i symboli rodowych, poza tym jednak wszystko powinno się zgadzać.
Odol krytycznie przyjrzał się każdemu elementowi przyodziewku: wysokim, czarnym, sznurowanym butom o grubej podeszwie; szerokim, ciemnofioletowym spodniom, z nogawkami zapinanymi na trzy srebrne spinki, czarnej jak noc koszuli oraz nieco za małej kamizeli koloru spodni. Wszystkie elementy pokrywały srebrne symbole przedstawiające sokoła w locie lub inicjały "ZF". Zwieńczenie stroju stanowiły czarne rękawiczki oraz srebrna wstążka.

Po oględzinach nasz bohater skinął głową i zaczął naciągać kolejne warstwy ubrania.
- Większa część ruin pałacu wciąż pozostaje dla nas niedostępna - zaczął dryblas - Całe lewe skrzydło tkwi głęboko wewnątrz bramy i żadna z grup, które się tam zapuściły, nie wróciła. Ostatniej udało się jadnak dotrzeć do północnej wieży: tej, która dotychczas stanowiła swego rodzaju pomost między planem astralnym a czeluściami piekieł. Teraz jednak najwyraźniej została wypchnięta na zewnątrz przez któregoś z demonów i na krótki czas znalazła się u nas, by w końcu ulec permanentnej dematerializacji. W jej wyniku...
- Czekaj - przerwał Odol - W północnej wieży znajdowało się więzienie, czyż nie?
- Zgadza się. Nie ma jednak obaw, podczas Zagłady było zupełnie puste. Pańscy wujowie zadbali, by wszyscy skazańcy zostali ewakuowani. Fakt, że nikt z nich nie przeżył spowodowało najprawdopodoniej zniszczenie głównego mostu dokładnie w chwili, w której przez niego przechodzili. W każdym razie żaden z więźniów nie został w środku.
- Nieprawda. Jeden został. Rada stwierdziła, że nie można ryzykować uwolnienia go, chociażby na chwilę. Dlatego słynny Vlad Repin: psychopatyczny czarnoksiężnik i okultysta, pozostał w pałacu, kiedy wszyscy inni go opuścili. Ironią losu był fakt, iż w momencie Zagłady, zbliżył się do istot, z którymi obcował bliżej niż kiedykolwiek. Powiadało się, że gdyby kiedykolwiek zdołał wydostać się ze swego więzienia, jego dusza pozostałaby wewnątrz planu astralnego, zamieniając go w żywą bramę. Czy na pewno podczas ponownej materializacji wieży NIKT z niej nie wyszedł?
- Nie przypuszczam... To było dosłownie kilka godzin. Moi ludzie weszli do środka, odnaleźli TO i wrócili.
- Dobrze. - odrzekł uspokojony już nieco Odol, zapinając ostatni guzik kamizelki - Pokaż mi TO.

Wysoki mężczyzna rozwinął podłużny pakunek, ukazując srebrny, metrowej długości cienki kolec, osadzony w bogato zdobionej rękojeści, z ogromnym rubinem jako głowica. Oddie zważył oręż w dłoni, wykonał kilka pchnięć i uśmiechnął się szeroko.
- To rozumiem. W końcu wychodzi na to, że poza Lordem Edmundem Zephyrfalconem jestem teraz najwyżej urodzonym ze wszystkich naszych obywateli.
- A niewielu już pozostało... - westchnął dryblas - Trzeba Ci Panie co prędzej zamknąć sprawę Bractwa i zająć należne Ci miejsce. Twój lud czeka...
- Wiem o tym - szepnął Odol wychodząc z mrożącym krew w żyłach kolcem przytroczonym do szerokiego, czarnego pasa ze srebrną klamrą w kształcie lecącego sokoła, i związując włosy srebrną wstążką - Zbyt dobrze o tym wiem...

***

Wieża stawała się coraz bledsza, by w końcu stać się jedynie konturem, zarysem. Zjawisko to obserwował ze swej komnaty Lord Edmund Zephyrfalcon, okazując niemałe zaciekawienie. Zagle usłyszał zgrzyt zamka i skrzyp otwieranych drzwi - najwyraźniej sługa wpuścił posłańca z informacją o wyjeździe Anavara.
- Czyżby Anavar już wyjechał do Everstar? - zapytał nie odwracając się, wpatrzony w znikającą wieżę.
- Everssssssssssssssssstar... - usłyszał zza pleców i sekundę później jego głowa potoczyła się po marmurowej posadzce ku dywanowi w kolorze dojrzałych moreli.



(Jak zwykle wybaczcie błędy)

_________________
This world may have failed you,
it doesn't give you reason why.
You could have chosen a different path in life.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
Brush
Temat postu:   PostWysany: 23-11-2004 - 18:30
Moderator
Moderator


Doczy/a: 11-10-2002



Tymczasem drogą biegnąca przez zielone pola uprawne maszerowała postać. Wygląd owej postaci sprawiał wrażenie iż jest to emigrant z jakiegoś upadłego miasta, albo z okolic objętych działaniami wojennymi.
Jedno co można było stwierdzić, to to że nie jest to kobieta.
Broda bujnie porośnięta siwymi włosami powiewała na wietrze. Spod kłaczastych brwi spoglądały przymrużone oczy sugerujące że owa postać jest w nienajlepszym nastroju.
Człowiek ten miał na sobie cos w rodzaju płaszcza czarnego, jednak teraz nie można było tego stwierdzić, ponieważ to ubranie było tak bardzo zniszczone, że wydawać się mogło iż przy mocniejszym podmuchu wiatru rozpadnie się na strzępy. Niegdyś czarna tkanina, teraz miała więcej wspólnego z szarością. Buty też krzyczały swoim wyglądem że nadszedł czas aby przeszły na emeryturę. Tyle kilometrów co te burt, żadne inne obuwie nie przebyło.
Na plecach było zawieszone jakieś dziwne narzędzie, przykryte szarą tkaniną. Spod tkaniny wystawał jedynie jakiś kij na długość podobny do drążka łopaty, jednak różnił się od niego tym, że był masywniejszy, i pokryty ozdobami wyciętymi w drewnie. Na horyzoncie widać było miasto.
- Wreszcie dotarłem. Od tego czasu jak mnie wciągnęło to coś, minęło już sporo czasu. Przebyłem szmat drogi aby powrócić, i nikt nie kwapił się nawet aby odszukać jednego z braci! – krzykną z oburzeniem brat Szczota.
W istocie był to brat Szczota którego dawnymi czasy wciągnęła dziwna kula energii. Niegdyś wielki mag o złowrogim wyglądzie, teraz wyglądał jak żebrak.
- Wracam tu jak włóczęga, obdarty, zarośnięty i zaniedbany. Wszystkie srebrniki wydałem na podróż, jedyne co mi zostało to to co mam na sobie, i mój topór.
Wędrowca doszedł do pierwszych zabudowań. – Co to za kartki wiszą na drzewach? Zobaczmy... – brat zerwał ulotkę przybitą rdzewiejącym już gwoździem.
- "Nowy nabur do Bradztwa - poszukiwany Trzwarty a morze i Pionty’’
- Co! – wykrzykną brat skupiając na sobie uwagę przechodniów zaciekawionych co mogło tak wzburzyć takiego zarośniętego pustelnika.
- Czwartego? Przecież Bractwo Czterech składa się z czterech, więc po co kolejny czwarty? Chyba że któremuś z braci nie powiodło się podczas ostatniego starcia. A poza tym to kto pisał to pismo! Jakiś analfabeta?!
Oczy brata jeszcze bardziej się zmrużyły gniewnie.
- i na co nam przyszło? Zdaje się że zaginą święty duch niepodzielnego bractwa. Wystarczyło aby poległ jeden z nas, aby zaraz ogłoszono casting na zastępstwo. I do tego jeszcze piąty. Przecie to nie będzie bractwo czterech, tylko pięciu. Ale komu mogło się nie udać? Rany boskie! Może to mnie chcą zastąpić!!
Wykrzyczawszy swoją złość na zdezorientowanych przechodniów, ruszył w stronę kwatery bractwa. Po drodze można było zobaczyć wesołych mieszkańców popisujących się przed sobą garścią srebrników. Sprawiali wrażenie jakby te pieniądze wpadły im całkiem niespodziewanie. Dodatkowo na niektórych twarzach można było dostrzec wielkie sińce, jakby o te pieniądze stoczyli walkę. Dodatkowo w powietrzu unosił się ogórkowy zapach.
- Co tu się dzieje? – zdziwił się brat. Muszę zrobić rozeznanie co to się działo, bo może trwa jakaś wojna, albo inne plagi nawiedziły te okolice.
W tym samym czasie przez przecznice przecinającą drogę którą podążał brat, przemaszerowała dziwna postać człekopodobna. Postać miała dość nietypowe uszy, i w przeciwieństwie do normalnego człowieka, spod spodni wystawał ogon, a nawet parę ogonów.
Owa postać nie dała się przejść niezauważona, gdyż wypełniała całą okolicę przeraźliwym piskiem.
- a cóż to jest. Czyżby demony wyszły na ziemię? Pójdę zanim to może czegoś się dowiem.
To mówiąc, brat ruszył za istotą, utrzymując za nią bezpieczną odległość, bo nigdy nic nie wiadomo co takiemu stworzeniu może nagle uderzyć do głowy, zwłaszcza że brat podczas tej długiej podróży stracił większość swoich sił witalnych i magicznych, które mógłby nadrobić jedynie odpoczywając, a na to teraz nie można było sobie pozwolić.






To by było na tyle. Sorki że tak się rozpisałem, ale musiałem przypomnieć że brat Szczota jeszcze żyje.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
SinnerOffline
Temat postu:   PostWysany: 23-11-2004 - 20:23
Moderator
Moderator


Doczy/a: 29-11-2002



Status: Offline
Walka powoli wygasała, więc Sinner odruchowo wyczarował jakąś tonę fistaszków ponad rynkiem, równocześnie zamieniając część korniszonów w małe, włochate, gryzące zwierzątka. Pośród spokojnego już tłumu podniósł się pisk,a entropia miasta ponownie wzrosła. Tymczasem oczy Vampirqa nadal spoczywały zimno na szamoczącym się w żelaznym uścisku krasnoludzie.

- Więc jak będzie?
- Nnie wiem, o czym mmówwisz... - Zająkiwał się mag - nie jestem złodziejem... To znaczy jestem - Dodał pospiesznie, widząc nagłe iskierki rozbawienia w oczach nieumarłego - ale nigdy nie ukradłem nic wartościowego... Na pewno nic, co mogłby zwrócić uwagę kogoś Twojego pokroju - Wielkie, służalcze "T" było niemal słyszalne.
- Kilka tygodni temu zakradłeś się do pewnej jaskini pod Krańcem Świata i zabrałeś z niej fragment rękojeści pewnego miecza. Ten miecz jest moją własnością i nie po to rozbiłem go na kawałki, żeby jakiśtam poszukiwacz przygód złożył go do kupy i niechcący zniszczył świat - W oczach Sinnera ponownie pojawiły się figlarne błyski - To moja działka.
- Rę... rękojeść? Ah tak, rę-rękojeść... T-tak, mam ją tutaj...
- Gdzie?
- Płaszcz... Emanowała silnym... polem ma-gicznym... więc postanowiłem nosić ją... przy sobie... khhh....
-Co? Oh, przepraszam - Dłoń Sinnera rozluźniła nieco chwyt na szyi maga
- Hhhhhhhh... przy sobie, żeby nie wpadła w niepowołane ręce...
- To mogą być gorsze ręce, o twoich?

W mgnieniu oka dłoń Sinnera znalazła się pod płaszczem Krasnoluda. Po chwili opuściła ją, pusta


- Pytam jeszcze raz, gdzie jest rękojeść?
- Ukryłem ją tam, gdzie, eee... Nikt by, eee, jej nie szukał...

Przez twarz Vampirqa przemknął dziwny skurcz mięśni


- Nie masz chyba na myśli...
- Owszem - Oczy krasnoluda zrobiły się wielkie i okrągłe.
- Obrzydliwość!! - krasnolud przefrunął nad tłumem, rąbnął o ścianę i przewrócił się na rozsypanych fistaszkach. Po chwili podniosła go odziana w czarną rękawicę dłoń
- Wyjmuj ją! Teraz!!

Po chwili kłopotliwego grzebania w spodniach krasnolud wyciągnął rękojeść magicznego miecza.

- Może mi się wydaje - wyszeptał Sinner - ale ona chyba NIE BYŁA BRĄZOWA!!!!!! - Ostatniemu słowu toważyszyło odruchowe zaklęcie anihillacji. Krasnolud, wraz z pobliskim budynkiem, leżącymi tu i ówdzie fistaszkami oraz jednym, zabłąkanym i ubłoconym korniszonem, zniknęli, zamieniając się w czystą świecącą przez chwilę energię. Rękojeść broni upadła na ziemię, doskonale czarna, jak przez wcześniejsze kilk tysięcy lat. Sinner z uśmiechem ukrył ją w kieszonce Pelerynki, po czym zwrócił się ku zamieszkom na placu, powoli zamieniającym się w regularną bitwę, rozprzestrzeniającą się na resztę miasta.

- Czas zakrzewić nieco ideałów Inkwizycji - Postanowił, po czym stworzył wielką chmurę opadających na miasto banknotów i monet. Za kilka godzin wszystkie zamienią się w papierki po cukierkach i kapsle po piwie, ale to tylko spotęguje Wielki Chaos. Uśmiechając się złośliwie ruszył przez walczący tłum. Ze wszech stron miasta dobiegły go radosne okrzyki.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
iolaOffline
Temat postu:   PostWysany: 23-11-2004 - 21:05
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 31-08-2002



Status: Offline
Na skraju dachu wysokiego na kilka pięter budynku siedziała kobieca postać w lekkiej, zielonej niczym świeża polna trawa sukience. Na Piersich i rękawach połyskiwały złote znaki przynależności do plemienia Wysokich Elfów, jednak do tego znaki od góry były pokryte zaciekami z krwii. Dziewczyna beztrosko machała nogami nie zwracając uwagi na wysokość na jakiej sie znajduje, a wiatr rozwiewał jej ciemne sięgające ramion włosy. Z zaciekawieniem oglądała scenę pościgu jakiegoś człowieka przez wydawałoby się innego człowieka jednak z tym drugim było coś nie tak. Niby czuła w nim typowo ludzką aurę, ale oprócz tego było w tym coś jeszcze.
-Interesujący osobnik, ciekawe czy kiedyś nie był czasem... - powiedziała a w chwilę później wybuchła niepochamowanym śmiechem - nie, to musi być zwykły człowiek - powiedziała widząc jak ów osobnik przeskakując ogrodzenie wylądował w błocie - od czasu wyjścia z lasu coś jest nie tak z moimi zmysłami...musiałam się pomylić
Wstała i ze swobodą przeskoczyła na troche niższy dach obok, aby mieć lepszy widok. I wtedy zobaczyła maga stojącego na daszku jakiegoś ganku, który z równym jej zaciekawieniem, przygląda się walce w błocie obu ludzi.
-Zwykły przechodzień? Raczej nie skoro wdrapał się na ten daszek...- jej uwagę odwrócił nagły wybuch płomieni. Mag w tym momencie szybko przeskoczył na płot, powiedział pare słów do pozostałego na placu boju człowieka zeskoczył z płotu i nagle zikł...
-Robi się co raz ciekawiej - małe usta wywkrzywiły się w uśmiechu zadowolenia - muszę trochę pokręcić się po tym mieście - nagle usłyszała jakiś krzyk i poczuła dreszcze, ponownie uśmiech zagościł na jej twarzy, tym razem jednak nadawał jej jakiegoś demonicznego wyrazu - czuję znajomą aurę. - nie miała ochoty tracić z oczu tego nader interesującego osobnika , ktory stoczyl walkę w błocie, więć wypowiedziała kilka słów i dotknęla lekko bluszczu zawijającego się pod sam dach. Z listka uformował się duszek - leć za tym człowiekiem i nie spószczaj go z oczu - duszek kiwnął głową i odleciał. Sama elficzka udała się w odwrotnym kierunku. Przeskakiwała z dachu na dach tak szybko jak mogła. Nagle zatrzymała sie i spojżała w dół na wąską uliczkę. Na dole zobaczyła ciała czterech osób i zakapturzoną postać.
-Czyżby moje zmysły znów płatały mi figla? Czy to jest Sinner? Dawno go nie widziałam odkąd nie bywam w Świętej Inkwizycji. Co robi w tym mieście? Czyżby kolejna część wojny z nienormalnością? hi hi hi jakoś nie mam ochoty się ujawiniać, popatrzę sobie trochę co tu się dzieje - dziewczyna przycupła na dachu i obserwowała scenę "ożywiania" trupów. Widząc, że się rozdzielają powtórzyła magiczną regółkę i dotknęła leżącego obok niej piasku, a utworzonemu duszkowi kazała podążać za Sinnerem. Sama zaś udała się za ożywionymi marionetkami. Ktoś zatrzymał jedną z nich ale nie specjalnie się tym przejęła, bo właśnie zeskoczyła w jakąś uliczkę i wyszła na ulicę nakrywając głowę zielonym kapeluszem z wielkim rondem i srebrnym piórkiem, aby nie zwracać uwagi na swoje uszy. Podeszła do jednej ze ścian, ze zdziwnieniem (i trudnością...) odczytała nabór do Bractwa Czterech. Co prawda kiedyś o tym ugrupowaniu słyszała, ale kiedy wróciła do Wiecznego Lasu nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym i niewiele wie o tej grupie.
-Ciekawe co tu się święci, że ogłaszają nowy nabór - zastanawiała się aż do chwili, kiedy usłyszała jakiś pisk i mignęła jej niewielka postać z włochatymi uszami.
-Kawaaaaaaaaaiii - pisnęła i wybiegła na ulice, podbiegła i zobaczyła kilka puchatuch, rudych ogonów, to wprawiło ją w jeszcze większą euforię więc czym prędzej chwyciła jeden z nich i pogłaskała mięciutki puszek. Człowiek odwrócił się jakby go ktoś piorunem poraził, a wtedy zobaczyła jego wielkie, niebieskie i dziecinne oczy. Pisk zachwytu wyrwał się jej z gardła i rzuciła się na młodego przechodnia
-Jakiś ty śliczniutki!!! O jakie fajne uszka!!! - bez zastanowienia wyciągnęła rękę aby ścisnąć uszko, ale "ofiara" się wywinęła.
-cccc...co ty robisz? - krzyknął lisek i wyrywając się strącił dziewczynie kapelusz. Zwierzaczek wpatrywał się zdziwiony w przydługie uszy dziewczyny. Wtedy też oboje zoriętowali się że wszscy na nich patrzą.
-O cholera...-wyrwało się szeptem z jej ust, wtedy też uśmiechnęła się przeuroczo, podskoczyła złapała kapelusz w locie i wyrzuciła coś w stronę jakiegoś brodatego mężczyzny idącego za nimi. Wszystkie ludzkie oczy pobiegły za tajemniczym rzuconym przedniotem, a kiedy znów skierowali wzrok w stronę dziewczyny już jej nie było...

_________________


- Nawet obcym należy się godny pochówek...
- To nie są obcy i zostaną tak jak leżą

-----The last of the Mohicans------


Ostatnio zmieniony przez iola dnia 23-11-2004 - 23:15, w caoci zmieniany 1 raz
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
Brush
Temat postu:   PostWysany: 23-11-2004 - 21:52
Moderator
Moderator


Doczy/a: 11-10-2002



Brat Szczota stał jak wryty nie wiedząc co się stało. Wszystko działo się tak szybko, że kompletnie go to zamurowało.
- Kim u licha jest ta dziewczyna, i co mi rzuciła?
Brat podszedł do jakiegoś dziwnego przedmiotu leżącego na ziemi. Jakiś chłopiec także zainteresował się tym co leżało na ziemi, i czując że może na targu dostać za to sporą sumkę, podszedł do brata czekając na jego reakcję. Stali tak obaj wpatrzeni w tajemniczy przedmiot. Brat Szczota dumał nad tym, co może zawierać pakunek, i czy aby na pewno jest to bezpieczne. W myślach przypomniały mi się na jakie to z pozoru niewinne pułapki się natykał podczas swojej długiej podróży powrotnej, i nie do końca wierzył w nieszkodliwość tego przedmiotu. Chłopak stojący obok widząc że brat nie podejmuje żadnego działania postanowił zrealizować plan wzbogacenia się o dany przedmiot. Jednak Szczota zauważył że ma konkurencję. Odsłonił kawałek ostrza topora i błysną nim po oczach młodzieńca. Chłopak podskoczył przerażony gdy tylko spostrzegł oślepiające promienie słońca odbijające się od lustrzanej powierzchni ostrza, poczym zrobił to, co było do przewidzenia, uciekając ile miał tylko sił w nogach.
Brat rozejrzał się dookoła i spostrzegł że postać którą śledził wpartuje się w niego.
- kurcze, zostałem zdemaskowany! - Krzykną w myślach brat. Nie mając wyjścia pochwycił tajemniczy przedmiot, i znikną w najbliższej uliczce.
Gdy tylko opuścił plac, przejrzał w pamięci obrazy jakie zapamiętał gdy uszatej postaci opadła czapka. – Ja go gdzieś widziałem. Czy to możliwe że jest to... Eeee, nie możliwe. Musiałby przekupić samego diabła aby się tu dostać. Ale jeśli jest to ten o którym myślę, to jeśli ja go poznałem, to i on mógł poznać mnie. I dodatkowo ta dziewczyna. Kim ona jest, i co mi dała?
Brat upewniwszy się że nikt za nim nie idzie zwolnił kroku.
-Jeśli mam odkrywać tajemnice jakie przede mną czekają, to muszę jakoś wyglądać, ale jak ja się doprowadzę do porządku jeśli nie mam grosza na nowe ubrania? Przy goleniu mogę poradzić sobie toporem. Gdy razem z Elektrycznymi Jeźdźcami uczestniczyliśmy w wyprawach zbrojnych, to już nie takimi rzeczami się trzeba było się golić – Szczota uśmiechną się na myśl o dawnych czasach, gdy był otoczony przyjaciółmi, i razem, z uśmiechem na ustach, odrąbywali głowy wrogom.
- Więc przygoda ponownie powraca - szepną – czas wrócić do formy, bo może być mi ona potrzebna i to szybciej niż ktokolwiek może sobie wyobrazić.
Z ta myślą Szczota kontynuował swoją drogę ulicami miasta trzymając w ręku tajemniczy pakunek, jaki rzuciła mu równie tajemnicza dziewczyna.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
kiyubiOffline
Temat postu:   PostWysany: 23-11-2004 - 23:00
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 31-01-2004

Skd: warszawa, polska, europa, świat kuli, droga mleczna, wszechświat, przestrzeń, więcej przestrzeni....

Status: Offline
To co było dla zwykłego człowieka naturalnym objawem zachwytu i falą pozytywnych emocji, dla było odpowiednikiem czarnych macek sięgających po dusze w celach kulinarnych.
Wpierw nie dotarło to do niego, był trochę zdezorientowany ale trzymał się dzielnie.
To był nagły niespodziewany impuls który wytrącił go nagle z równowagi, znikł odczuwany jeszcze przed chwilą luz i nonszalancja.
Zrobiło mu się ciemno przed oczami, czuł jakby serce doznawało palpitacji, oblał go zimny pot, podświadomym, atawistycznym odruchem ruszył przed siebie do najbliższego zaułka , nawet nie zauważył jak jego wór wypadł mu z ręki i zapodział się w cudzej piwnicy.
Biegł potykając się, obijając się o ściany zaułka, potrącając ludzi, aż wreszcie zaległ w bezludnej alejce.
Powoli odreagowywał stres, ale nadal czuł straszne dreszcze. Chyba nie był w pełni świadomy bowiem mówił na głos rzeczy które godne były przypisania wariatom czy lunatykom.

-Ttaak, nie adaptuje się do sytuacji.. jeszcze jestem na etapie zwewetznym jeszcze czuje szpilki w mięsniach a księzyce przy skroniach. Kaimkaimmm, kaym ershedez. Ty draniu, nawet mi nie zostawiłeś mostów, wszystkie zamarzłeś, zamarzłes a one rozpłyneły... Kaim..
Ale spróbował wstać. W takim stanie mógł mu pomóc chyba tylko demonolog. Ale wystarczyło by nawet Stowarzyszenie Walki z Niestrawnością.
-Nieładnie. .nie wolno takich rzeczy.. pozostawiać bez .konsekwencji...
Zemdlał. Nawet mu się spodobała ta opcja. Gorzej było z konsekwencjami.
***
Obudził się mniej więcej w tym samym miejscu. Różnica polegał na tym że leżał na worku z sianem, a przykryty był jakimś starym płaszczem. Chociaż był rozkojarzony to i tak czuł się lepiej.
Podniósł się nieco i zauważył że na beczce obok siedział jakiś starzec, którego broda wskazywała na to że próbował się golić, ale używał do tego nieodpowiedniego urządzenia. Chyba piły albo topora.

-Obudziłeś się, demonie?- odezwał się, wbrew pozorom był to miły i ciepły ton.
-Nie jestem demonem. To tylko kwestia formy ciała. A ty kim jesteś, dziadku?
-Co dziadku?? Mam ledwo 23 lata!- zeskoczył z beczki i zaczął żywo gestykulować- To ta broda i siwe włosy... hej, masz może jakiś kozik?
Lisokształtny pogrzebał w kieszeni i rzucił ,,starcowi’’ scyzoryk. Szukając w nim noża, odkrył że ma około 200 innych funkcji w tym nóż rytualny z obsydianu, wędkę, piłę łańcuchową, wykrywacz min i kredki. Chyba działał na zasadzie zmiennych wymiarów ale wolał tego nie dochodzić. Zaczął się golić. Nie, nie piłą łańcuchową.
-Ta kobieta..
-Hm?-spytał starzec, zadowolony że znalazł też lusterko i kosmetyczkę- chodzi Ci o tą elfkę?
-Wpędziła mnie w niezłe tarapaty, jeszcze chwila i straciłbym zmysły.
-Doprawdy demonie?
-Jesteście dziwni. Wy ludzie. A te eteryczne istoty o pseudo materialnych ciałach mogłyby zabijać swoją energią jakby chciały. Ale ja jestem prawdziwy, nie jestem diabłem.
-Więc może mi powiesz kto to jest Kaim? Albo co oznaczało ,,słońce w garści, sparzymy je wiecznie’’?

Młodzik zaśmiał się.
-Chyba nie zwracasz uwagi na majaki chorego umysłu? Obłąkanego?
Starzec pogładził się po gładkiej brodzie z satysfakcją.
-Sądzisz że jesteś obłąkany?
-O tak, starcze. Jestem. Nie mam się czego oprzeć, więc

W tym momencie przerwał im donośny krzyk, wytracając ich obu z równowagi. Kiyubi odruchowo pomacał grunt wokół siebie.
-Moja torba!- krzyknął do Szczoty.
-Torba?
-Wór! Szybko, bo ktoś przeze mnie zginie!

Zerwali się i natychmiast pobiegli.. Niedaleko przed piwnicą zebrało się parę osób próbujących się dostać do środka.
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
iolaOffline
Temat postu:   PostWysany: 24-11-2004 - 14:09
Młodsza elita forum
Młodsza elita forum


Doczy/a: 31-08-2002



Status: Offline
Elfka przypatrywała się całemu zamieszaniu, jakie zrobiło jej zniknięcie z okna jakiegoś wysokiego budynku. Stała na klatce schodowej nieznanego domostwa i spoglądała w dół.
- Eh...Musze opanować te swoje odruchy na widok słodkich stworzonek, do tego żeby uciec musiałam wyrzucić mój sztylet, dobrze, chociaż że był owinięty płótnem, bo inaczej to by się ludzie rzucili i już bym go nie odzyskała – zmarszczyła brwi – no tak tylko, że od tego „dziadka” też muszę to odzyskać – dlaczego rzuciłam go akurat w jego stronę? – westchnęła jeszcze raz i usłyszała jakiś dźwięk na schodach – trzeba się stąd zmywać – zgrabnie wskoczyła na parapet wypowiedziała kilka słów i uniosła się w powietrze, przeleciała na dach i tam usiadła.
- Tylko czemu ja tu siedzę i czekam na niewiadomo co, kiedy ten facet ucieka z moim sztyletem? –wstała energicznie i podbiegła do krawędzi dachu. Spojrzała na ulicę „starca” nie było.
-No to pięknie... mogę być z siebie dumna, stracić taką cenną broń tylko dla tego że zobaczyłam jakiegoś liska – ściągnęła brwi, ale zaraz sobie przypomniała ten mięciutki puszek na ogonie i uśmiechnęła się do tego wspomnienia – ale on był taki słodziutki...w każdym razie co się stało to się nie odstanie.
Wypowiedziała zaklęcie i uniosła się w powietrzu, jednak po chwili wylądowała z powrotem na dachu.
- Lepiej będzie jeśli nie będę latać, to zwraca za dużo uwagi, po za tym nie mam mojego sztyletu, który wzmacnia moją moc i byłaby to tylko strata mojej cennej energii. Na dół też zejść nie mogę...przynajmniej nie w tym miejscu, muszę dalej chodzić po dachach.
Tak też zrobiła, skacząc z dachu na dach sprawdzała wszystkie okoliczne uliczki. Nagle zmaterializował się przed nią duszek piasku, ten sam, który wysłała za Sinnerem, ale był znacznie mniejszy od tego którego stworzyła.
- Co ci się stało? – duszek zaczął mówić „duszkowym” językiem i za chwilę wszystko było jasne - Aha, Sinn chyba nieźle się bawi, że robi taką rozróbę w mieście, nawet ty na tym ucierpiałeś... – duszek w jednej chwili pęk jak bańka mydlana, a piasek posypał się w dół uliczki, spoglądając wzrokiem za pyłkiem dziewczyna spojrzała w dół gdzie jej oczom ukazał się poszukiwany staruszek z (zaświeciły jej się oczy) liskiem leżącym pod ścianą. Nigdzie jednak nie zauważyła jej pakunku. Przez chwilę ludzie w dole o czymś rozmawiali, ale nie było słychać o czym, po chwili lisek zerwał się ja opętany i w zaskakującym tempie pobiegł w stronę głównej ulicy. Drugi kompan zrobił to samo w chwilę później.
- Co się dzieje? – spytała siebie w duchu, ale nie zastanawiała się długo, ruszyła za nimi – muszę odzyskać sztylet– mruknęła i lekkim ruchem zeskoczyła z dachu wprost przed biegnącego Szczotę. Ten zatrzymał się prawie wpadając na elfkę, która nie ruszyła się nawet o krok. Najpierw się zdziwił, ale tylko na ułamki sekund, bo już w chwile później miał na ustach pewny uśmiech.
- Witam panią – powiedział i pokłonił się nisko – niezłe zamieszanie zrobiłaś na ulicy, nie wiesz że w tym mieście krzywo się patrzą na osoby nieludzkiego pochodzenia?
- I mówi mi to osoba, którą otacza aura wielkiej mocy? Ty również nie jesteś do końca człowiekiem, może kiedyś nim byłeś, ale umiejętności jakie posiadasz nie potrafiłoby udźwignąć ludzkie ciało – żachnęła się elficzka – w każdym razie masz coś co jest moje i muszę to odzyskać – spojrzała na Szczotę zimnymi oczami.
Spokojnie panienko, nie możemy porozmawiać? – wędrowiec uśmiechnął się przyjacielsko – kto wie może się polubimy – Szczota się poruszył a jego płaszcz odsłonił kawałek ostrza topora. Dziewczyna spostrzegła to.
- Miałeś jakichś znajomych krasnoludów? –Wbiła w niego jeszcze zimniejsze spojrzenie - W takim razie na pewno się nie polubimy. Oddaj moją rzecz i udajmy się każde w swoją stronę – wyciągnęła rękę po sztylet.
- A co to? Nie lubimy krasnoludów? – -zupełnie zignorował wyciągniętą dłoń i przyjrzał się dokładniej jej ubiorowi, spostrzegł znaki na górnej części sukienki - Wysoki Elf, co? – ale coś mu tu nie grało - chwila, skoro jesteś z plemienia Wysokich Elfów to dlaczego masz ciemne włosy? – jego zdziwienie było widocznie odmalowane na twarzy.
- Hmpf! Nie twoja sprawa... – odpowiedziała grubiańskim głosem i zdarła głowę do góry, irytował ją ten człowiek – nie zadawaj pytań tylko oddaj mi moją własność, albo użyję siły... – sięgnęła do pasa po swoją szpadę i lekko ją wyciągnęła.
- Już dobrze, dobrze, nie denerwuj się, proszę oto twoja własność – kiedy elfka już dotykała sztyletu palcami w koło Szczoty zebrał się wiatr i wędrowiec zniknął, a w górze słychać było jego głos - przechowam ci na jakiś czas ten pakunek, aż staniesz się troszeczkę milsza dla zwykłych przechodniów. A spotkać na pewno się jeszcze spotkamy.
- No tak mogłam się tego spodziewać, mag i do tego znajomy krasnoludów, przecież taka osoba nie odda mojego sztyletu po dobroci mruknęła i wróciła na dach, dla lepszego oglądu na okolicę.

Tymczasem Szczota pojawił się niedaleko miejsca gdzie zatrzymał się Kiyubi.

_________________


- Nawet obcym należy się godny pochówek...
- To nie są obcy i zostaną tak jak leżą

-----The last of the Mohicans------
 
 Zobacz profil autora Wylij prywatn wiadomo Wylij email  
Odpowiedz z cytatem Powrt do gry
Wywietl posty z ostatnich:     
Skocz do:  
Wszystkie czasy w strefie GMT - 12 Godzin
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat Wersja gotowa do druku Zaloguj si, by sprawdzi wiadomoci Zobacz nastpny temat
Powered by PNphpBB2 © 2003-2007 The PNphpBB Group
Credits