Autor |
Wiadomo |
Revv |
|
Temat postu: Mój fanfik
Wysany: 30-06-2005 - 19:26
|
|
Nowicjusz
Doczy/a: 22-04-2005
Skd: Zawiercie
Status: Offline
|
|
Przed wami mój Slayers'owski fanfik. Nie przedłużam, tylko zapraszam do czytania -aha, i poproszę o komentarz^^
-------------------------------------------------------------------------------------
- Fire ball! - Lina puścił ognistą kulę ku "heretykom". - No, poznaliście w końcu siłę pięknej i mądrej mistrzyni arkanów magii! Możecie mi oddać, co tam macie cenniejszego, a cała historia zakończy się w tym momencie. -dokończyła.
- Linaaa... kiedy ty się zmnienisz. Co ci ludzie ci zawinili? - bronił Gourry.
- Nic nie zawinili. Niechby tylko spróbowali! - Lina podniosła głos. - Wiesz, że zadeklarowałam tak burmistrzowi Sairaag. Mam taką pracę, a tobie nic do tego.
-Ech... rób co chcesz Lina, ale wiedz, że cię nie popieram.
-Gourry, ty nie masz mnie popierać, masz mnie ochraniać!
-A co robię?! Robisz się coraz gorsza, zmnień ten charakterek, kobieto!!
-Zamknij się, nie twoja sprawa!!!
Stosunki między Liną ostatnimi czasy pogorszyły się. A to przez to, że Gourry przestał znosić słynne napady złego humoru rudej czarodziejki. Co dziwne, jak dotąd mu to nie przeszkadzało. Pewnego wieczoru po policzku Liny spłynęła łza. "Głupia, przez chłopaka płaczesz?!! Kretynko, przetań natychmiast!" - myślała sobie. To było wtedy, kiedy po raz pierwszy pokłócili się tak naprawdę. Linę to zabolało, ponieważ ostatnimi czasy spostrzegła, że Gourry nie jest jej obojętny... Za każdym razem obiecywała sobie, że przestanie sę tak unosić, jednakże ognisty (czasami aż zbyt dosłownie^^) temperament czarodziejki był czasami nie do okiełznania.
-Przepraszam cię, tylko odbiorę im co nieco i zaprowadzę do burmistrza.
-Ale chodzi mi o to, żebyś tego nie robiła. Rzuć tą pracę w cholerę, te parę złotych monet możesz zarobić w inny sposób! jesteś przecież tak cenioną czarodziejką...
-... Że przydrożne karczmy dadzą mi jedzonko za darmo? Świetny pomysł, Gourry, idziemy! ? Aha, - odwróciła się w stronę grupy ludzi - nie myślcie, że o was zapomniałam! Dill brand!!!!
* * *
Lina i Gourry doszli do pewnej karczmy. Miejsca te to były istne żywioły Liny - czarodziejka od razu pobiegła się targować. Wyniki owych targów było słychać w promieniu kilometra.
-Coo??! Jestem tak szanowaną osobą że obiady powinnam mnieć friko, a przynajmniej pół darmo!
-Choćby pani była nawet samym burmistrzem, musi pani zapłacić normalnie. Nie uwzględniamy statusu danej osoby przy zapłacie.
-Ech, niech wam będzie. Poproszę więc o to, oto, i może jeszcze oto...
Niezupełnie o coś takiego chodziło Gourry'emu. Ale jeśli dzięki temu Lina ma być na chwilkę ujarzmniona, niech tak będzie. Znajdzie sobie inną robotę. Gourry postanowił, że tego wieczoru poważnie porozmawia z Liną o niej i o nich. A propo Liny, wlasnie obladowana miskami z jedzeniem, szla w strone Gourrego, do stolika, przy którym siedzial.
-Lina, musze ci cos waznego powiedziec...
- Tak??! - Lina prawie nie upuscila na ziemie wszystkich misek i talerzy, nachylila sie nad stolem i z zapartym tchem sluchala, co dalej powie Gourry.
-Gadaj, ale to szybko!!!
-A wiec, musze najlepiej dzis porozmawiac o tobie i o tym, jak sie zmnieniasz. Oczywiscie, kazdy sie zmniena, ja na przyklad...
Lina nie sluchala juz swego opiekuna. "Wiec to o tym chcial ze mna rozmawiac..." - pomyslala zawiedziona. "A co ty idiotko sobie myslalas, jak on tak caly czas na ciebie krzyczy, to ciebie...." Nigdy nie zdolala dokonczyc tego zdania. Ani na glos, ani w mysli. Czula, ze sie rumieni. Tak bylo tez i tym razem.
-Lina, coś się stało? Jesteś cała czerwona. - odparł Gourry, który przez ten cały czas zdąrzył zjeść swoją porcję obiadu.
-Nie, nic, nic. - Lina wstała od stołu, nie tykając zupełnie jedzenia (!). - Czy możemy już porozmawiać?
- Porozmawiać... a tak, jasne. - Gourry wstał i podszedł blisko do Liny. Nachylił się i powiedział jej do ucha: - Lina, czy coś się stało? Nie tknęłaś zupełnie obiadu, jesteś cała czerwona... Masz gorączkę? Jestem twoim opiekunem, możesz mi powiedzieć.
- Eee... - tylko tyle ruda czarodziejka była w stanie powiedzieć. Gourry był tak blisko niej...
- A wiem! Masz te dni! - i to był jego błąd. Lina użyła sobie na nim swojej pięści jak najmociej umiała. Ulżyło jej.
- Nigdy nie mów tak do mnie, rozumiesz?!!
- Dobrze, dobrze, już wiem, że tego nie lubisz... tak samo, jak nie chcesz, gdy mówi ci się, jak bardzo jesteś płaska...
***
Gourry ocknął się dopiero po wieczór, na podłodze w pokoju, w którym zwykle nocowała Lina. Gdy otworzył oczy, ujrzał nad sobą smutne oczy Liny, które po chwili stały się radosne.
-Gourry, przepraszam, że cię uderzyłam! Wystarczy, że mnie przeprosisz za tą deskę i już się nie będę na ciebie gniewać! - Lina przytuliła się do oniemiałego Gourrego z całych sił. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, co robi.
- Prz.. przepraszam... - już chciała od niego odejść, ale Gourry trzymał ją w objęciach zbyt mocno, by mogła to uczynić. Użyła więcej siły niż poprzednio, lecz nie było żadnych rezultatów - jej opiekun był zbyt silny. No, przecież musi być silny, skoro chce ją ochraniać. Lecz teraz nie musi tego robić...
- Gourry, możesz mnie już puścić... - szepnęła cichutko, bo z tego wszystkiego prawie straciła głos. Poczuła, jak niezliczony dzisiaj raz oblewa się rumieńcem.
- A kto zaczął, chm? - powiedział i przysunął twarz Liny bliżej swojej. Dziewczyna przestała protestować, zresztą, bardzo jej się podobała jego bliskość. - Chciałem porozmawiać z tobą o tym - szeptał jej do ucha - że zmnieniasz się na niekorzyść. Co prawda zawsze byłaś lekko zarozumiała, nie, nie złość się - powiedział na wszelki wypadek - ale spróbuj się zmnienić, tak jak ja się zmnieniłem... dla ciebie.
- To było dla mnie?? Ależ Gourry... - udało jej się uwolnić swoje dłonie, lecz nie miała namniejszego zamiatu uciekać. Objęła nimi delikatnie twarz chłopaka i spojrzała na niego czule.
- Gourry... dziękuję ci.
- Za co?
- Za to, że odkąd pamiętam, pilnujesz, by nie stało mi się nic złego, znosisz moje humory...
- Oj tak!
- ...
- Dobra, dobra, przepraszam. Mów dalej.
- Chm.. po prostu dziękuję ci za to, że jesteś. - Blondyn po tych słowach odwzajemnił jej spojrzenie. "Lina, to doskonała okazja, by powiedzieć mu o tym... chociaż skoro nie potrafię nawet pomyśleć o tym słowie, to jak ja to mu powiem... chociaż, można uciec się do gestów. Ach, Gourry, to przez ciebie jestem taka rozdarta..." Nie namyślając się dłużej, przybliżyła swoją twarz do twarzy Gourrego jeszcze bliżej, spojrzała mu głęboko w oczy - to spojrzenie mówiło wszystko - i, nie spiesząc się, delikatnie, dotknęła swoimi ustami jego usta. Dotyk ten, tuż po chwili, przeistoczył się w pocałunek - najpierw delikatny, nieśmiały, potem coraz odważniejszy, gorący. Lina była w siódmym niebie. "Tak długo musiałam czekać na tę chwilę..." - pomyślała. Gourry także był wniebowzięty. Cóż kiedyś znaczyła dla niego Sylphiel, na dzień dzisiejszy jest nic nie wartym pyłkiem. Bo nawet najpiękniejszy diament nie jest w stanie się równać znalezionemu na plaży o zachodzie słońca kamyczkowi, niezbyt pięknemu, lecz najbliższemu sercu.
- Lina, ja cię chyba kocham... - powiedział, gdy ich usta w końcu oderwały się od siebie.
No proszę, Gourry jednak był odważniejszy od niej - choć podczas walki to ona przodowała, na co dzień nie był w stanie wymówić tego jednego, jedynego słowa, a przecież bardzo ważnego.
- Ty mój kamyku znaleziony na plaży... |
_________________ KTOKOLWIEK SŁYSZAŁ, KTOKOLWIEK JADŁ:
Uciekła mi kawa zbożowa Inka, parzona 5 dni temu, bardzo potrzebna. Znaki szczególne: dziwna, zielona pleśń, lubi Pokemony. Kto widział, niech wyśle mi emilię na mój adres. Z góry Bóg zapłać, dobry człowieku.
|
|
|
|
|
Mai_chan |
|
Temat postu: Mój fanfik
Wysany: 30-06-2005 - 19:59
|
|
Nowicjusz
Doczy/a: 30-06-2005
Status: Offline
|
|
Primo: do fanfików to chyba nie ten dział służy... (Proszę wybaczyć, zboczenie moderatorskie)
Secundo: Nieszczególnie ambitne, ale można by coś z tego wykrzesać. Jak dla mnie, to to jest dopiero "wstęp" do właściwego fika. Znaczy owszem, skończona historia, ale nie rozwinięta... Brakuje mi tu czegoś. Nie ukrywajmy, prawie od początku wiadomo jak to się skończy ==' Poza tym warto by wprowadzić na początku opis - co Lina właściwie wyprawia (zlecenie od burmistrza? Jednoznacznie nie powiedziano...). Generalnie jest nienajgorzej, ale ja bym to jeszcze dopracowała
(Aha, i tut mir leid, ale ja po prostu MUSZĘ się czepiać, takie zboczenie...) |
_________________ www.tanuki.pl
Recenzje różnorakie
http://maya-and-squirell.deviantart.com
Moja twórczość radosna
http://moje-miejsce-na-ziemi.mylog.pl
Moja twórczość radosna w pisemnej odsłonie
|
|
|
|
|
Acree:) |
|
Temat postu: Mój fanfik
Wysany: 03-07-2005 - 19:44
|
|
Debiutant
Doczy/a: 03-07-2005
Skd: Wieluń
Status: Offline
|
|
Eee mi sie tam podoba nawet fajne jednak czegoś mu brakuje... |
_________________ Serce tam wyniosłam ..serce.. a świat mnie wział na ręce...
Nie czekajcie więcej..chciałam widziec więcej...
a pustkę widzę wszędzie...
Każdy z nas ma tylko jeden dom...
|
|
|
|
|
Revv |
|
Temat postu:
Wysany: 18-07-2005 - 17:13
|
|
Nowicjusz
Doczy/a: 22-04-2005
Skd: Zawiercie
Status: Offline
|
|
Chmmm.. muszęsie z wami zgodzić, drodzy czytelnicy (zawsze chciałam to napisać^^), że faktycznie, to miał być taki krótki, miłosny epizodzik o Linie i Goury'm. Miałam inne opowiadanko na kompie (dłuższe i ciekawsze) ale niestety komp mi siadł I nic chyba nie wyjdzie z zamieszczenia go tutaj. Nie mniej dzięki za reakcje. |
_________________ KTOKOLWIEK SŁYSZAŁ, KTOKOLWIEK JADŁ:
Uciekła mi kawa zbożowa Inka, parzona 5 dni temu, bardzo potrzebna. Znaki szczególne: dziwna, zielona pleśń, lubi Pokemony. Kto widział, niech wyśle mi emilię na mój adres. Z góry Bóg zapłać, dobry człowieku.
|
|
|
|
|
LunarBird |
|
Temat postu:
Wysany: 10-08-2005 - 14:32
|
|
Czytelnik
Doczy/a: 10-08-2005
Status: Offline
|
|
|
|
|
IggI |
|
Temat postu:
Wysany: 10-08-2005 - 15:17
|
|
Elita forum
Doczy/a: 30-09-2002
Skd: Don'tgonearthe Castle!
Status: Offline
|
|
Nie przejmujcie się Mai-chan bo od 23 lipca jej tu nie ma ale nawet jak wróci to niech wie że rację ma LunarBird ;D
Powodzenia przy fanfikach życzę.
|
_________________ Usunięto obrazki - złamanie regulaminu
|
|
|
|
|
Revv |
|
Temat postu:
Wysany: 05-09-2005 - 14:56
|
|
Nowicjusz
Doczy/a: 22-04-2005
Skd: Zawiercie
Status: Offline
|
|
Iggi, LunarBird, dzięki! (Mai-chan zresztą też, krytyka zawsze mile widziana, byle nie byly to bezsensowne bluzgi) Pisalam także inny fanfik, o wiele bardziej zlożony, ale nie dość, że nie mogę go dokończyć, bo komp mam popsuty, a i nie wiem, czy chcecie czytać coś bez zakończenia... Dzięki raz jeszcze;) |
_________________ KTOKOLWIEK SŁYSZAŁ, KTOKOLWIEK JADŁ:
Uciekła mi kawa zbożowa Inka, parzona 5 dni temu, bardzo potrzebna. Znaki szczególne: dziwna, zielona pleśń, lubi Pokemony. Kto widział, niech wyśle mi emilię na mój adres. Z góry Bóg zapłać, dobry człowieku.
|
|
|
|
|
Kahlan |
|
Temat postu:
Wysany: 06-01-2006 - 19:34
|
|
Nowicjusz
Doczy/a: 04-01-2006
Status: Offline
|
|
Fanfik jest ekstra(az chcialoby sie przeczytac mange...heeh )
Pomimo ze Slayersow znam tylko z tego ze widzialam pare komiksow w ksiegarni to bardzo mi sie to spodobalo... |
|
|
|
|
|
LunarBird |
|
Temat postu:
Wysany: 26-01-2006 - 15:41
|
|
Czytelnik
Doczy/a: 10-08-2005
Status: Offline
|
|
Zabójcy rządzą! ;P Jak ktoś nie oglądał slayersów to wiele traci. Naprawdę wiele... |
_________________ Meet me at AnimeCore Forum
BOW TO NO MAN, TRUST NO ONE
|
|
|
|
|
|
Temat postu: Mój fanfik
Wysany: 16-04-2007 - 15:36
|
|
Debiutant
Doczy/a: 13-04-2007
|
|
Piszę troche, więc oto mój fanfik. Piszcie, czy wam sie podoba, czy nie.
- Wynocha z mojego pokoju – Magda zamknęła drzwi z trzaskiem.
Była to dziewczyna o długich rudych włosach . Usta miała wydatne a oczy w kolorze błękitu . Znowu pokłóciła się ze swoim młodszym bratem Bartkiem. Mam ich rozdzieliła. Pracowała w domu. Ojciec stale był na dyżurze w szpitalu. Sam utrzymywał czteroosobową rodzinę.
- Albo skończycie się kłócić, albo będziecie mieli szlaban – krzyknęła Mama. null
- Już się nie kłócimy – mówiła Magda trzymając klamkę drzwi swojego pokoju, aby nie mógł wejść do niego Bartek.
Bartek zaś odszedł do swojego pokoju. Był to chłopak mający 11 lat. Miał krótkie ciemne włosy i zielone oczy. Bardzo lubił samochody a szczególnie Formułę 1. Obaj mieli też psa Arona wielkości jednego metra. Był on mieszańcem. Miał ciemną sierść, pysk owczarka i długi ogon.
- Śniadanie – mówiąc Mama obudziła Magdę i Bartka. Dziś była sobota. Kiedy zeszli na dół padło zdanie które wzbudziło kłótnię.
- Trzeba wyjść z psem na spacer – powiedziała Mama.
- Niech wyjdzie Bartek. On wczoraj nic nie robił. – powiedziała Magda.
- A kto umył naczynia?! – krzykną Bartek.
- A kto wyszedł z psem trzy razy i do tego wyniósł śmieci?! - odkrzyknęła Magda.
- Uspokójcie się. Bartek wyjdzie z psem teraz a Magda o czwartej – powiedziała Mama kończąc kłótnię.
Kiedy doszła czwarta Magda wraz z psem poszła do lasu. Lubiła długie spacery z psem. Nawet nie zauważyła gdy zaczęło się ściemniać. Było wpół do siódmej. Poszła do domu. W drodze ogarną ją niepokój. Aron dziwnie się zachowywał. Podkulił ogon, spuścił uszy i niepewnie stawiał kroki. Nagle coś ruszyło się w krzakach. Stanęli. Spojrzała na krzaki. Może jej się tylko wydawało. Strach sparaliżował jej nogi. Nagle coś przeleciało jej nad głową. Mimowolnie spojrzała w górę i ujrzała księżyc w pełni. Wtedy z krzaków wyłoniło się To. Było to zwierze podobne do wilka. Jednak było o wiele większe i poruszało się na dwóch łapach.
I wtedy przypomniała sobie, że czytała już o takich zwierzętach. To był Wilkołak. Człowiek, który przy pełni księżyca zamienia się w właśnie takie stworzenie. Zaczął się do niej przybliżać. Szykował się do ataku. Magda chciała uciec ale Wilkołak był szybszy i zdołał ugryźć jej ramię. Wtedy Aron zwalił potwora na ziemię. Potrwało trochę czasu, jak Wilkołak wstawał, a w tym czasie Magda uciekła. Magdę bardzo zdziwiła rana po ugryzieniu ponieważ tuż po walce krew płynęła strumieniem po jej ręce a teraz po ranie został tylko odcisk, jednak Magdę ręka nadal bolała jakby rana cały czas tam była. Kiedy doszła do domu powiedziała wszystko rodzicom, chociaż oni jej nie uwierzyli. |
|
|
|
|
|
|
|
|